Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Tymoteuszka z miasteczka Tomaszów Mazowiecki w woj. łódzkim. Mam przejechane 44869.90 kilometrów w tym 3180.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.36 km/h i się wcale nie chwalę. Odwiedziłam województwa: łódzkie, śląskie, mazowieckie, warmińsko-mazurskie, kujawsko - pomorskie, pomorskie, podkarpackie, podlaskie, lubelskie
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Tymoteuszka.bikestats.pl

Archiwum bloga




Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2011

Dystans całkowity:103.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:02:24
Średnia prędkość:20.00 km/h
Suma kalorii:982 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:14.71 km i 1h 12m
Więcej statystyk
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podsumowanie roku 2011

Sobota, 31 grudnia 2011 · dodano: 01.01.2012 | Komentarze 6

Nie wiem od czego zacząć.

Ups, to już Nowy Roczek.
Wszystkim Wam życzę, aby ten Nowy Roczek przyniósł Wam dużo dobrego i spełniły Wam się wszystkie Wasze najskrystsze marzenia, te malutkie i te duże.

Korzystając, że mamy okres świąteczny, pozwolę sobie wkleić oto zdjęcie, aby nie było tutaj tak smutno.

szopka w parafii pw. Najświętszego Serca Jezusowego © Tymoteuszka


Może zacznę od tego, że na BS, jestem od czerwca 2011 roku, czyli pół roku.
I....całkiem tutaj mi dobrze z Wami.
Zawieram nowe znajomości, codziennie uczę się od Was, czytam Wasze relacje z ciekawych wycieczek, rajdów, jednym tchem, dzięki którym poznaję, zwiedzam Świat.
Jednym słowem od BS chyba się uzależniłam.
Od jazdy rowerem też.
Wciągnęło mnie kręcenie, zwiedzanie okolicy, ciekawych miejsc, dotąd mi nieznanych, dlatego jeżdżę, bo lubię to. A takie mini podróżowanie rowerem jest bardzo wciągające.
Jeżdże bo lubię, bo kocham to robić.
Kocham też podróże, turystykę.
Rower daje mi takie możliwości.
I właśnie się z tego cieszę.
Bo miniony rok upłynął właśnie pod turystyką rowerową.

A teraz cyferki:

od czerwca 2011 : przejechane 3855 km, 184h33min, 115 wycieczek.
czerwiec: 129 km
lipiec: 760,5 km
sierpień: 930 km
wrzesień: 850 km
październik: 699 km
listopad: 383 km
grudzień: 103 km

Wycieczki na terenie: województwa łódzkiego, mazowieckiego i śląskiego.

W tym:
niezliczone miejscowości, które odiwedziłam pierwszy raz, niezapomniane widoki, za którymi tęsknie i wiem, że na pewno jeszcze tam wrócę.

2 imprezy na orientacje.
Jedna - rowerowa, debiut, start w BikeOrient Spała (czerwiec 2011)
Druga - biegowa, debiut, start w Zimowym Biegu Terenowym "Mikołajek 2011"

Sumując...
niespodziewałam się, że można tyle kilometrów przejechać rowerem w ciągu roku, pół roku. Liczyłam, że będzie ich dużo dużo mniej.

Co przyniesie Nowy Roczek?
Tego nie wiem, nie chcę pisać o planach, bo to bez sensu.
Co będzie to będzie. Zobaczymy.
Ważne, żeby żyć dniem dzisiejszym, a co będzie jutro? - to już sam Pan Bóg wie :)

Dobrze, że jesteście. :)

Z góry przepraszam za wpis bez składu i bez ładu.
Kategoria bez roweru, łódzkie


  • DST 27.00km
  • Czas 01:24
  • VAVG 19.29km/h
  • Kalorie 620kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

na siłowni (2)/2011

Sobota, 31 grudnia 2011 · dodano: 31.12.2011 | Komentarze 2

Dziś na siłowni był inny Pan obsługujący.
Odmienny charakter, o 360 stopni od Irka, tego, którego poznałam, gdy przyszłam pierwszy raz.
Jakoś źle się czułam, zimny i oschły.
Ale ustawił mi rowerek na 1h, sukces, a jednak się da.
I tak najpierw sobie pojechałam tę godzinkę, później poprosiłam o jeszcze 24 minuty, i tym sposobem razem wyszło 27 km i aż tyle kalorii? :p
620 kalorii to ile czekolady?

Dziś już wzięłam picie, ręcznik, czapkę na głowę.
Spociłam się bardziej niż poprzednim razem.
Nie myślałam, że będę się tam aż tak pocić.
Pod koniec doszedł 1 gościu do drugiego rowerka obok, i kręciło mi się milej :)
I wiecie co?, on tylko kręcił 24 minuty i też się tak pocił.
Już jestem spokojna, bo myślałam, że ze mną jest coś nie tak.

Dobrze, ze suszarki są w szatni, jak bym wyszła taka mokra na zewnątrz - zapewnione zapalenie płuc.

Dziś tylko 1,5 h na siłowni, bo wcześniej zamykali.
Szkoda, bo coraz bardziej mi się to kręcenie podoba.
Kategoria łódzkie, solo


  • Aktywność Jazda na rowerze

Świadectwo - cudowne uzdrowienie :)

Czwartek, 29 grudnia 2011 · dodano: 29.12.2011 | Komentarze 2

Nie pisałabym go, gdyby nie dotyczył "rowerowania".
Dotyczy, więc napiszę.

Otóż, jak zauważyliście, na moim profilu, a także w niektórych notkach piszę, że jestem osobą wierzącą, praktykującą itd.

Od co najmniej pół roku miałam problemy z łękotką w kolanie - okazało się, że potrzebna jest operacja itd. Nie zgodziłam się na nią do tej pory. Z bólem przecież można żyć, a tym bardziej, że po operacji może być gorzej z moim kolanem.
Od jakiegoś czasu o łękątce zapomniałam, nie dokuczała.

Niedawno pojawiły się nowe bóle w kolanach, kucając nie mogłam się wyprostować. Prostowanie kolan - to jeden wielki ból.

Bikestetowicze pisali, że ból być może spowodowany był przez złe ustawienie siodełka.
Do tej pory nie wiem czy to było faktycznie przyczyną, ponieważ bardzo mało jeździłam, teraz wcale.

Niedawno były rekolekcje, wyjątkowe rekolekcje w mojej parafii, gdyż przyjechał zespół ewangelizacyjny "Mocni w Duchu" z Łodzi.
Byli u nas 4 dni, prowadzili też w tym samym czasie warsztaty taneczne, a także trzeciego dnia rekolekcji poprowadzili Mszę z modlitwą o uzdrowienie.
Być może nie wiecie jak to wygląda, nie będę tłumaczyć, bo za długo by to trwało, a po drugie chcę dojść do sedna. Świadectwo powinno być krótkie i zwięzłe, inaczej wszystko się zlewa.

Otóż na tej modlitwie o uzdrowienie była mowa o osobie chorej, cierpiącej od jakiegoś czasu na kolana. Zaświtała mi myśl, że przecież ja mam bóle.
Ale po drugie myślę, dlaczego akurat ja? Może ktoś inny ma większe problemy?

Słuchajcie od tamtej pory kucanie, klęczenie, zginanie i co tylko chcecie - nic nie sprawia mi bólu.
Nie budzę się 5 razy w nocy z bólu - tak jak to miało miejsce dotychczas. Zasypiam i wstaje, bez problemu.

Wierzę, że to On tego cudu dokonał.

Po prostu się cieszę.
Dzięki serdeczne J. :)
Kategoria łódzkie


  • DST 21.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 21.00km/h
  • Kalorie 362kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

na siłowni (1)/2011

Środa, 28 grudnia 2011 · dodano: 29.12.2011 | Komentarze 0

Wczoraj wyszły spalone koty na siłowni - pocałowałam klamkę.

Dziś - środa - poszłam do innej.
Ta była otwarta i nawet sporo w niej ludzi było, ale rowerek taki jak chciałam był wolny :)

Musiałam coś zrobić, żeby nie zwariować.

Otóż wczoraj zaczęło się Ekumeniczne Europejskie Spotkanie Młodych TAIZE, w tym roku odbywa się w Berlinie, co roku w innym miejscu w Europie. W Polsce odbywało się w Warszawie i Poznaniu.
www.taize.fr/pl

Co roku na nie jeździłam, począwszy od 1999/2000 - wtedy było to moje pierwsze spotkanie - które odbywało się w Warszawie - i od tej pory od taize bardzo się uzależniłam, w tym bardzo chciałam, ale nie mogłam pojechać.
Żeby za bardzo nie myśleć, a może na chwilkę zapomnieć, musiałam gdzieś iść.

Pierwszy raz na siłowni.

Idąc do niej byłam nastawiona tylko na pedałownie, nic innego. I tak też się stało.
Musiałam skorzystać z pomocy obsługi, aby miły pan włączył mi komputerek i uruchomił rower.
Spytał na ile minut?
Ja - na 1 godzinę.
Zrobił wielkie oczy i spytał czy na pewno?
Ja - tak.
Później się zorientowałam, że nastawił na największą możliwą opcję, czyli 24 minuty.
No nic, będę musiała go prosić, aby raz jeszcze włączył.
I tak wyszły 3 serie.
Dwie po 24 minuty, jedna - ostatnia 12 minut, co daje razem godzinkę.

Zupełnie inaczej jedzie się na takim rowerku spiningowym, jak na swoim, gdzieś w terenie.
Co jakiś czas urozmaicałam sobie jazdę, a to raz pod górkę, raz z górki.
Spociłam się 3 razy więcej, jak na zumbie. Co dla mnie było szokujące.
Myślałam, że zumby nic nie przebije, a jednak, myliłam się.

Jak zwykle, nie wzięłam ze sobą ręcznika, ani nic do picia, zapomniałam też czapki.
Dobrze, że była suszarka do włosów.

Już teraz wiem, że nie był to ostatni mój raz na siłowni.
Wpadnę tutaj jeszcze kiedyś.
Bardzo mi się tam spodobało. I ten widok z góry na centrum miasta :)
Kategoria łódzkie, solo


  • Aktywność Jazda na rowerze

<>< Boże Narodzenie 2011 <><

Piątek, 23 grudnia 2011 · dodano: 23.12.2011 | Komentarze 0

Panna Syna rodzi :) © Tymoteuszka


Już teraz, choć dziś 23 grudnia.

Przypowieść o Narodzeniu Pańskim

W pewnym człowieku narodził się Chrystus.
Ale ów człowiek nie słyszał Anielskich harf,
Ani śpiewu pasterzy,
Ani nie przyniósł Chrystusowi w darze złota i mirry.
Ani nie uważał się za mędrca.
Ofiarował Mu natomiast
Swoją samotność,
Swoje cierpienia
Swoje grzechy
Swoją biedę
Swoje upadki
Po prostu wszytko co posiadał.
Powiedział:
- Ty zawsze polujesz na człowieka, PANIE
Upodobałeś sobie mnie,
Chociaż nie wiem dlaczego…
Tak narodził się Chrystus w pewnym człowieku.


Roman Brandstatter

Emmanuel, to znaczy Bóg z nami :) © Tymoteuszka


***BOŻE NARODZENIE 2011***

Narodził się Jezus Chrystus, bądźmy weseli.
Chwałę Mu na wysokości nucą Anieli:
Gloria gloria in excelsis Deo.

Trzej Królowie przyjechali z wielkimi dary,
złoto, mirra i kadzidło oto ofiary.
Gloria gloria in excelsis Deo.

I my także chwałę dajmy Dzieciątku temu,
jako Panu nieba, Zbawcy naszemu.
Gloria gloria in excelsis Deo.


Na ten wspaniały czas pokoju i radości, spełnienia rowerowych marzeń, najlepsze życzenia Wam, kochani tutaj zaglądający życzy...

Tymoteuszka - Karolina, wariatka z Tomaszowa

<>< <>< <>< <>< <>< <>< <>< <>< <>< <><


Zumba 4, czyli Christmas Zumba

Środa, 21 grudnia 2011 · dodano: 22.12.2011 | Komentarze 2

Pada śnieg , zrobiło się biało i niebezpiecznie, dlatego na pieszo.

Od paru dni wiedziałam, że środowa zumba będzie tą świąteczną.
Dlatego też nie szłam na poprzednie. Jestem zdania, co za dużo, to nie zdrowo. O.

Magda wpadła na genialny pomysł, aby na świąteczną zumbę przyjść w przebraniu.
Tylko jakim? Hmm… trzeba było troszkę ruszyć łepetyną.
Pomyślałam, że mam czapeczkę mikołajową, tą z biegu na orientacje "Mikołajek”.

Na Sali okazało się, że najwięcej było takich mikołajów jak ja. Ale też był renifer z łańcuchowym ogonem, choinka… Było kolorowo, śmiesznie i świątecznie.
Muzyka też była świąteczna.
Trochę inne układy, do których już przywykłam, dlatego było mi troszkę dziwnie, bo nie „łapałam” kroków.

Na koniec zajęć było losowanie i niespodzianki. Co niektórzy dostali „coś”.

Zajęcia są tylko dla kobiet, ale dziś mieliśmy towarzysza, który siedział na ławce i się przyglądał.
Przyszedł z jedną z dziewczyn, nie mogłyśmy go wyrzucić.
Było mi dziwnie, wiedząc, że on tam siedzi.
Ale, jest jeden plus tego, że on tam był, mianowicie był w szoku, że kobiety 40 + potrafią się tak energicznie ruszać. Niejedna małolata by miała z tym problemy. Powiedział też, że on sam siedząc i patrząc – zmęczył się potwornie.

A ja dziś nie mogłam narzekać.
Nie wiem, czy to z powodu dobrej kondycji, czy też z nieprawidłowego tańczenia – wcale się nie zmęczyłam, nawet nie było mi tak gorąco, jak innym.
Bardzo szybko minęła ta godzinka.

  • DST 2.00km
  • Temperatura -4.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ostatki :)

Wtorek, 20 grudnia 2011 · dodano: 20.12.2011 | Komentarze 3

Ostatnie moje kilometry tego roku.
Dystans powalający z nóg.
Do marketu i z powrotem.
Po pracy. Po ciemku. W kamizelce.
Oj, jak zimno....brrrrrrr. temp. - 4*C
Przed marketem Kitek mało co nie zamarzł ;) siodełko mokre, zimno w tyłek, eh.

W ciągu dnia zrobiłam mały kipisz.
Wyciągnęłam Reksia z letniej kuchni, zaciągnęłam go na dół, do kotłowni, postawiłam go koło pieca, by w zimie miał cieplutko.
Po przyjeździe z marketu uczyniłam to samo z Kitkiem - dość marznięcia w garażu.
Jutro będę robiła im dobrze ;) - bez żadnych podtekstów, proszę.
Będą czyszczone, polerowane, smarowane, tak, aby na przyszły sezon lepiej się jeździło.

uła ha, rowery dwa :) © Tymoteuszka


wyśpią się w ciepłej kotłowni, mają tu dobrze, do przyszłego roku :P © Tymoteuszka
Kategoria łódzkie, solo


  • Aktywność Jazda na rowerze

w Wigilie urodzin, 29 urodzin

Niedziela, 18 grudnia 2011 · dodano: 18.12.2011 | Komentarze 2

Dziś czwarta niedziela Adwentu.
Jutro kończę 29 lat.
Za tydzień Boże Narodzenie.
Za chwilę, może dwie, napiszę co się cudownego stało w moim życiu, w pewnym sensie tyczy się to rowerowania.

A teraz wróćmy do dzisiejszych kombinacji.

W ciągu tygodnia kombinowałam co by tutaj w przed dzień urodzin zrobić, gdzie jechać, a może pójść?

Rano poszłam do kościoła, później na cmentarz. Zmarzłam, przewiało mnie do potęgi, nawet padał sobie śnieg.
Dlatego nie miałam dzisiaj weny i ochoty na jakąkolwiek przejażdżkę rowerem. Byłoby to w moim przypadku zabójstwem.
Chociaż wcześniej planowałam wyjazd rowerowy w pewne miejsce. Nie udało się.

Po przyjściu do domu i rozgrzaniu się zupką, wybrałam basen i saunę.
Tego mi brakowało. Brakowało mi tego ciepełka.
Wygrzałam się. Godzinka wystarczyła.
Było nawet przyjemnie, nie było za dużo ludzi, ponieważ była to pora obiadowa.

  • DST 9.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze

Intensywna niedziela - poranek - VIII Bieg Terenowy na Orientacje "MIKOŁAJEK"

Niedziela, 11 grudnia 2011 · dodano: 13.12.2011 | Komentarze 5

Mój pierwszy bieg na orientacje.
Wcześniej miałam styczność z orientacją tylko na rowerze, dziś zaczynam nową przygodę. Myślę, że mi się spodoba i zacznę startować w biegach, w miarę możliwości i czasu.
Do biegu, psychicznie przygotowywałam się przez tydzień, zaś fizycznie prawie wcale. Na pierwszy raz chciałam zobaczyć z czym to się je, o co tak naprawdę chodzi, na co trzeba zwracać uwagę, w jaki sposób obierać drogę do punktu itd. Nie biegnę po żaden dyplom, ani też po medal, bo wiem, że w moim przypadku to nierealne.
Na start wybrałam się rowerem. I tutaj pojawił się pierwszy błąd. Błąd w tym, że rower nie ma ogrzewania, nie ma dachu i nie ma jak się ogrzać przed startem i po zakończeniu zawodów. Mimo, że na start było ponad 2 kilometry, samochód bardziej by się przydał, aniżeli rower.
Start był z lekka opóźniony, z powodu dużej ilości zawodników rejestrujących się przed zawodami.

Przy rejestracji dostałam:

numer startowy i czapeczka musi być na VI Biegu Terenowym na Orientacje "Mikołajek" © Tymoteuszka


Było nas około 200 osób. Dzieci, młodzież i dorośli.
Bieg był podzielony na kategorie. Każda kategoria miała swoją wyznaczoną trasę, według możliwości zawodnika, ilość punktów do zdobycia, trasa łatwiejsza i trudniejsza, wszystko zależało od wieku i płci. Teren biegu obejmował obszar od Niebieskich Źródeł, przez Małe Groty, po Kopalnie Białą Górę.

Startuje w kategorii DK – indywidualnie. Start odbywa się interwałowo. Dopiero na starcie dostaje mapę do ręki, z przejęcia nie mogę odszukać zaznaczonego startu na mapie, ani nie spoglądam na skalę mapy, nie zauważam też, że każdy punkt ma swój pod numer, który oznacza gdzie się ten punkt znajduje, gdzie go szukać, co to jest? Itd. Podam przykład: PK2 (39) – dół.

Numer startowy i mapa - nierozłączne gadżety podczas biegu na orientacje © Tymoteuszka


W biegu na orientacje liczy się to, żeby obrać jak najkrótszą drogę od punktu do punktu, zebrać je wszystkie w odpowiedniej kolejności w jak najkrótszym czasie.
Ze startu kieruje się na PK1 (48) – polanka. Biegnę przez teren o dobrej przebieżności, pod górę, omijam ścieżki, kieruje się na południowy wschód, staram się biec w linii prostej, choć to trudne. Zaliczam. Nie spoglądając na pod numer, ale udaje się, mam farta.

Z PK1 obieram kierunek PK2 (39) – dół. Bez kompasu udaje się. Tutaj robię błąd, bo nie jestem świadoma pod numerków, perforator klika inny kod – to nie jest mój punkt. O czym później się dowiaduje.

Na PK3 trafiam już ze świadomością o pod numerach i tak jest do samego końca biegu. PK3 (33) – róg pola.

Na PK 4 (45) – koniec ścieżki przy terenie półotwartym, po przebiegnięciu przez tereny mocno zalesione docieram do PK5 (46) – dół. Cholera, miała być 4. Nic, podbijam 5 i wracam do 4. Czyli robię dodatkowe kilometry. Ups.
Nie poddaje się. Wracam do PK5, skąd próbuje obrać kierunek na PK6, na początku nie idzie mi.

Nie obyło się bez małych niespodzianek. Trzeba bardzo uważać gdzie się kładzie nogi. Nie trudno o upadek. Dobrze, że zaopatrzyłam się w okulary na oczy, byłoby trudno przedzierać się przez krzaki bez nich. Nie mam tak doskonałej kondycji, także troszkę biegnę, troszkę idę. Z resztą, nie tylko ja tak robię. Nogi co jakiś czas zahaczają o jakieś liany, od czasu do czasu plączą mi się. Teren jest pofałdowany, raz trzeba się wdrapać pod górę, raz z niej zejść – z tym mam lekkie problemy, po nie miłym wypadku w dzieciństwie, dlatego jestem bardzo ostrożna.

PK6 (47) – róg gęstwinki – trzeba było się zapytać innych uczestników, sama bym tego w życiu nie znalazła, albo zajęło by mi jakąś godzinę. Nie ma czasu. Zaliczony.

PK7(49) – niecka , biegnę w tym kierunku, ale okazuje się, że znalazłam PK8(50) – zachodnia mulda, cholera znowu błąd, nic muszę znów się cofnąć kawałek.
Na 8-ce postanawiam się nie wracać do 7-ki i odpuszczam. Mam za mało czasu. Kieruje się na PK9 (42) – górka. Jest. Żeby dobiec do PK10(43) – korzeń, muszę pokonać górkę, tzn. zejść z góry, prawie pionowej, cholera, nogi mam całe z galarety, trzęsę się jak osika, serce wali, dlaczego ja nie wzięłam reklamówki, mogłabym na niej zjechać, byłoby po problemie. Uff, jestem już na dole. Żyje. Cieszę się jak małe dziecko. PK10 zaliczony.

Nie mam siły, brak kondycji. Z lekka zagubiona w lesie, sama, dobrze, że dziś nie włączyła mi się wyobraźnia i nie myślałam o wilkach, ani lisach, a tym bardziej jeleniach. Dostaje kryzys.
Po drodze trafiam na jakiś punkt, ale to chyba nie mój, a raczej z kategorii DM, czyli dla mężczyzn. Ale postanawiam go obejrzeć z bliska. Trzeba pokonać zejście z Małych Grot, które są z piaskowca, jest niebezpiecznie, ślisko, ale daje radę. No tak, dobrze, myślałam, nie mam tego punktu do zaliczenia, także kieruje się na PK11(34) – dół, tutaj obieram ścieżkę, będzie łatwiej, ale dalej jakbym pobiegła na wprost. Zaliczony.

PK12(35) – kapliczka – jak po sznurku. Proste do odnalezienia, jednak kryzys nie omija. Nie mam siły. Zamiast biec, idę, idę szybko. Cholera, przecież zaraz będzie meta, dajesz.

Wykrzeszam ostatnie siły i dobiegam do PK13(36) – przepust, a później do
PK14(51) – zakręt grobli i na samym końcu ostatni PK15(99) – pod mostem.
Na metę zamiast wbiec, spokojnie sobie idę. Bez żadnego entuzjazmu.

Meta.

Kategoria DK to 15 PK do zaliczenia = w linii prostej 4,250 km do przebiegnięcia.
Ja zaliczyłam 14 PK, w tym jeden nieświadomy błąd, przebiegłam/przeszłam co najmniej 6 km, w czasie 1h06min = 5 miejsce, żeby nie powiedzieć, że ostatnie w mojej kategorii. 
Po wywieszeniu wyników pędzę rowerem szybciutko do domu, wykąpać się, zjeść, aby móc zaraz po tym pójść do kościoła na warsztaty tańca integracyjnego.

Po zakończeniu biegu podchodzi do mnie główny sędzia i wręcza niespodziankę. Taki prezent dla mnie. Jestem zaskoczona.

2 niespodzianki © Tymoteuszka


Po rozmowie z nim, okazuje się, że czytał mój apel na jednej ze stron o zorganizowanie rowerowych zawodów na orientacje w naszej okolicy i? postanowił dać mi oto te dwie książki. Jedna jest na temat rowerowych rajdów naorientacje, druga dotyczy pieszych.
Będe miała co czytać w najbliższym czasie.
Dziękuje raz jeszcze.

  • Aktywność Jazda na rowerze

Intensywna niedziela - popołudnie na warsztatch tańca integracyjnego dzień 1 i ostatni

Niedziela, 11 grudnia 2011 · dodano: 12.12.2011 | Komentarze 0

Stowarzyszenie Ewangelizacyjno – Charytatywne MOCNI W DUCHU z Łodzi serdecznie zaprasza na „Warsztaty Tańca Integracyjnego” połączonego z translacją na język migowy. Jest to nowatorska forma łącząca taniec z elementami języka migowego. Formuła taka wykorzystywana jest podczas koncertów, w którym mogą uczestniczyć osoby głuchonieme. Jest to znakomita forma integracji osób niepełnosprawnych i ich najbliższego środowiska.

Tak brzmi początek zaproszenia na ww. warsztaty, w których uczęszczam.

Co prawda, znam zespół Mocnych w Duchu, byłam na ich koncertach, wiem z czym to się je, ale nie byłam nigdy na warsztatach.
Od tej niedzieli będę miała okazje zobaczyć i uczestniczyć w tym wydarzeniu.

Niedzielne warsztaty trwają od godz. 14.30 - 18.00
Biorą w nich udział głuchoniemi i pełnosprawni, młodzi i starsi.

Na początku czułam się tam bardzo dziwnie. Nie mogłam się odnaleźć, z czasem było lepiej.

To, czego nauczyliśmy się w tym dniu, mogliśmy zaprezentować razem z zespołem na koncercie, co dla nas było niespodzianką.
Koncert trwał dobre półtorej godziny.
Nie czuje kręgosłupa.

Po warsztatach poszliśmy razem na Mszę, a później kto miał troszkę szczęścia i mógł się przecisnąć przez rzeszę wiernych, ten tańczył razem z zespołem, ten kto nie miał tego szczęścia, stał razem z wiernymi.
Ścisk niemiłosierny, cały kościół pękał w szwach.

W poniedziałek i wtorek kolejne dni na warsztatach. Ciekawe co nas czeka.
Kategoria bez roweru, łódzkie