Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Tymoteuszka z miasteczka Tomaszów Mazowiecki w woj. łódzkim. Mam przejechane 44869.90 kilometrów w tym 3180.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.36 km/h i się wcale nie chwalę. Odwiedziłam województwa: łódzkie, śląskie, mazowieckie, warmińsko-mazurskie, kujawsko - pomorskie, pomorskie, podkarpackie, podlaskie, lubelskie
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Tymoteuszka.bikestats.pl

Archiwum bloga




Wpisy archiwalne w kategorii

zawody

Dystans całkowity:2101.50 km (w terenie 462.00 km; 21.98%)
Czas w ruchu:123:34
Średnia prędkość:15.65 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Suma podjazdów:458 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:67.79 km i 4h 34m
Więcej statystyk

Do biura zawodów

Piątek, 29 listopada 2013 · dodano: 30.11.2013 | Komentarze 0

Po ciemku, w przerwie, między życiem a życiem, zapisać się do biura zawodów.

Już za chwilę © Tymoteuszka


Mija miesiąc od mojej ostatniej wizyty tutaj.
Listopad nie był sprzyjający mojemu rowerowaniu, nie dlatego, że pogoda nie dopisała, tylko tak zwyczajnie brakuje czasu na wszystko.
Może kiedyś nadejdzie taki czas, że ogarnę je?
Kategoria łódzkie, solo, zawody


  • DST 85.50km
  • Teren 38.00km
  • Czas 05:37
  • VAVG 15.22km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Sprzęt Czarny Bocian
  • Aktywność Jazda na rowerze

III Wiosenna Odyseja Miechowska czyli o Jezu jak się cieszę :) (Miechów - zwany polską Jerozolimą)

Niedziela, 19 maja 2013 · dodano: 23.05.2013 | Komentarze 5

....a ja już myślałam, że w tym roku na żadne zawody nie wyjadę...
a tu proszę...
Otwiera mi się furtka.

Niedziela, wstaję krótko po 4.00.
Szykuję manatki na drogę, wyciągam rower i krótko przed 5.00 pedałuję do Inowłodza, gdzie spotykam się z Sylą na rowerze oraz z Theli.
Zabiorą mnie na przyczepkę do Miechowa, gdzie też będą startować na tej samej trasie.

Poranek dnia siódmego nad Idzim © Tymoteuszka


W Inowłodzu jestem przed czasem, gdyż nie spodziewałam się, że 18 km pokonam ze średnią 24km/h
Poczekam, zajrzę jeszcze zobaczyć zrekonstruowany zamek Kazimierza Wielkiego.

Zamek w Inowłodzu zrekonstruowany po części © Tymoteuszka


Niedługo odbędzie się tutaj wielkie jego otwarcie © Tymoteuszka


Za bramą zamku © Tymoteuszka


Dostaję sms, że Sylwia i Radek nieco się spóźnią.
Żeby temperatura ciała nie spadła drastycznie w dół, chodzę w te i we wte.

Mgła nad Pilicą © Tymoteuszka


Miechów wita. Małopolska wita.
Jesteśmy na miejscu jakąś godzinę przed startem?
Zanim wysiadłam z auta, zauważam dwóch znajomych gości.
Oto oni: amiga i djk71

Paparazzi czuwa :) © Tymoteuszka


Był też i Wojtek, z którym nie widziałam się wieki, był też Piotrek.

djk71i amiga.

Trwają przygotowania do zawodów © Tymoteuszka


Po przywitaniu się z nimi, idziemy się zarejestrować, odebrać numerki i karty.
Później przygotowywujemy się do startu.
Jest słonecznie, na niebie ani jednej chmurki, robi się upalnie. Wszyscy ubrani na krótko, bo jak żeby inaczej ;)
Zostało jeszcze kilkanaście minut, więc postanawiam się przejechać po mieście i tak:

W centrum Miechowa stoi Bazylika © Tymoteuszka


Bazylika Grobu Bożego informacja na jej temat

Piękna Bazylika © Tymoteuszka


Byłabym chora, gdybym go nie zobaczyła - widziałam go już z auta, więc wiedziałam w którym miejscu stoi.

Dworek Zacisze w Miechowie na szlaku architektury drewnianej © Tymoteuszka


Teraz już nie ma żartów.
Odprawa techniczna trochę mnie przeraża: ten punkt przesunięty na wschód o 500 metrów, tam nie ma polany, tylko krzaki, z kolei gdzie indziej budynek nie jest taki tylko taki itp, itd.

Rozdanie map 5 minut przed startem.
Start o 10.00.
Meta o 17.00 - wydłużony czas zawodów o jedną godzinę, a tym samy dodane dodatkowo 2 PK. :)
Dystans niby 100km :)



Chciałam jechać sama.
Gdy już dzierżyłam mapę w dłoni....przechodziła przed moimi oczyma Syla....pomyślałam, czemu nie jechać na 4 oczy i 4 ręce?.
Co dwie głowy to nie jedna, raz kozie śmierć.

Odprawa, rozdanie map, runda honorowa po rynku i start!! © Tymoteuszka


Rysujemy trasę na mapie.
Na pierwszy punkt jedziemy razem.
Jest to PK2 (skraj lasu)

większość uczestników tam jedzie, więc nie trzeba zbytnio spoglądać na mapę. Grupka się rozdziera, gdyż na widok podjazdów i zjazdów robi się zamęt w głowie, a mnie nie dobrze. Nie dam rady, za stromo, nie zjadę, za dużo kamieni....współczuje Syli - nie ma kasku na głowie, później żałowała tej decyzji. Mijamy się z Darkami, człapę się pod górę, nie mam siły, schodzę, prowadzę rower, później boję się zjechać, sprowadzam go na dół. W rzeczywistości mijam punkt i jadę dalej, ożesz kurde felek, wracam, koszmar mój się powtarza. A to dopiero początek.
I pada w mojej głowie pytanie po raz pierwszy: co ja tutaj robię?
Mamy, podbijamy.

PK1 (polna droga)

taki opis wkurza, i jednocześnie nic nie mówi.
Jedziemy. Kołujemy koło garaży, w końcu wyjeżdżamy na właściwą polną drogę, mieszkaniec mówi, że tedy pojechali... o nieeee, ja tędy nie pojadę, o nie, zabić się nie chcę. Jadę na około. Błąd!!!! Nie ostatni z resztą.
Szukam, bez sensu, za daleko jak się później okazuje. Punkt niezaliczony, kategoryczny błąd, tak nie można.
Tutaj Syla pojechała w swoim kierunku, ja w swoim.
Jednak spotykam ją za jakiś czas na trasie, ale od tej chwili definitywnie jedziemy oddzielnie.

Drewniany kościółek po drodze do punktu w Przybysławicach © Tymoteuszka


Za kościołem na wysokości wsi Celiny Przesławickie widzę górę, potężną, długą górę, pod górę, człapę się, bo jakżeby inaczej. W połowie zsiadam z roweru i prowadzę, mam watę w nogach, upał daje mi w kość, a raczej w czaszkę.

PK7 (leśna droga)

kolejna precyzyjna nazwa ;)
Polną, później leśną drogą zjeżdżam w dół, droga w końcu zamienia się w wąwóz ze skamieniałą ziemią z koleinami w środku. Punkt odnaleziony. Uf.
Postanawiam wyjechać z niego inną drogą, gdyż nie mam zamiaru człapać się na pieszo z powrotem.
Gdzie wyjadę? - to się okaże.
Najpierw lasem, skamieniałą ziemią z konarami drzew na środku, błotem, później polną dróżką docieram w okolicę rzeczki Szreniawy, czyli jakieś 6 km dalej.

Kieruję się na PK6 (doły)

znów pokonuję górę w Celinach. Do punktu odchodzi tylko jedna polna dróżka ze wsi Celiny, znaleźć ją to jest sztuka. Nie tylko ja jej szukam. Towarzysze po chwili się wycofują, ja idę po polu dalej, nie będę odpuszczać kolejnego punktu. Bluźnię po drodze, ale co tam, tyle mojego. Znalazłam doły. Który to? Wyczerpuje się pomału. Brak wody w bidonie to zła oznaka, nie chcę się odwodnić, bo to owocuje tylko jednym.
Łaże w te i we wte, w końcu znajduje dół, ten odpowiedni. Teraz szukam punktu. Jest!!! Dół jest głęboki, znów mam strach w oczach. Gubię po drodze okulary. Szkoda. Jeszce brakuje by wleciało mi coś do oka.

PK22 (leśna droga)

Spotykam się z Darkami z Etisoftu team, szukają, ja też, w pewnym momencie zaliczam glebę, nie jest to zwykła gleba, gdyż uderza dolną szczęką o mostek kierownicy - bardzo boli, na szczęście zęby całe, krwi nie było. Szukam i nic. Jadę dalej i mam. Odbijam kartę.

PK11 (młodnik olchowy)

na punkcie spotykamy się ponownie. Jedziemy dalej razem do bufetu. Trzeba się posilić.

PK21 bufet (skałki po kamieniołomie)

zaliczam najpierw bufet, muszę uzupełnić płyny w organizmie, mówię Amidze, że opuszczam ten punkt i jadę dalej. Jednak w ostateczności jadę go odszukać, jest tak blisko, ze grzechem by było go opuścić.

Już od jakiegoś czasu patrzę na zegarek i od początku czas mi się nie podoba, postanawiam kierować się w kierunku bazy, po drodze w planach mam do zaliczenia jeszcze co najmniej 3 punkty.

Przez Gołcza kieruję się na PK5 (krzyż)

Darek mówił mi wcześniej, by uważać na przecinki, bo mogę się pomylić.
Ok, dzięki za podpowiedź. Ten punkt jest przesunięty o 500 metrów na wschód, biorę to pod uwagę. To nic, że ścieżki mi nie pasują, jest inny układ niż na mapie, wpadam na taką jedną na północ, na jej końcu mniej więcej powinien stać krzyż, niby jestem na górze krzyża nie widzę, zjeżdżam, wjeżdżam, ta zabawa powoli mnie już denerwuje, w końcu ląduje w jakimś wąskim wąwozie, idę nim, nie mam wyjścia, bluźnię jak szewc, nie dość, że wąsko, ja i rower ledwo się mieścimy, to jeszcze kolejne kłody przed nami - połamane drzewa w wąwozie, bez roweru dałabym radę, ale z rowerem? Ślisko.
Przechodzę w ten sposób cała długość wąwozu, bo innego wyjścia nie miałam, nie dość, że straciłam cenny czas, to jeszcze punktu nie odnalazłam, eh.

Po PK5 miałam jeszcze jechać na PK4, później na PK3, niestety nie chciałam się spóźnić na metę, bo to groziłoby dodaniem minut karnych, a tego nie chciałam.
Wracając na metę nie dość, że wiatr wiał prosto w twarz, to jeszcze droga pięła się (lekko w górę 7%) :)
Zdążyłam.

Wracam na metę, nie ma co © Tymoteuszka


Na mecie czekał na nas poczęstunek w postaci zimnych hot-dogów, żurku, drożdżówek, pomarańczy, bananów, jogurtów, herbaty, kawy.

Nikomu, nawet najlepszym nie udało się zdobyć kompletu punktów.
Jednakże gratuluję zwycięzcom w kategoriach.

Tak jak myślałam, wylądowałam na ostatnim, 8 miejscu z 6 Punktami Kontrolnymi z czasem 17h54 (takim samym jak djk71 i amiga) :)

Komarów nie było, ale za to ile pokrzyw, do dziś czuje je na nogach :), ile podjazdów i zjazdów, a jakie widoki....:)
Zguby odnalezione, licznik amigi odnaleziony przez Sylę, natomiast bidon djk71 zauważony w drodze do punktu koło kamieniołomu przeze mnie :)

O Jezu jak się cieszę, że tam byłam :)

  • DST 4.00km
  • Czas 00:16
  • VAVG 15.00km/h
  • Sprzęt Czarny Bocian
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazd i przyjazd - zawody piesze "Błyskawiczna Setka"

Sobota, 20 października 2012 · dodano: 24.10.2012 | Komentarze 3

Już wiem gdzie mam się udać na start, dzięki wczorajszemu reknesansowi ;)

Nie wiem co mnie czeka.
Zaraz pewnie się dowiem.

Między Rezerwatem Niebeiskie Źródła, a Wąwałem.

na trasie 50 km © Tymoteuszka


Hej ho, hej ho, do lasu by się szło!!! :)

idziemy szlakami pieszymi, które w niektórych momentach pokrywają się z rowerowymi © Tymoteuszka


Idę idę, idę, a tu nagle bach! Pierwszy punkt kontrolny, po 2h14min marszu.

na pierwszym punkcie kontrolnym © Tymoteuszka


Mijam się z kijkarzami w liczbie niepoliczonej. Sporo osób szło. Pewnie znów jakieś zorganizowane wyjście.
Zajadam snickersa, by się ocucić, słabo mi, ale udaję twardzielkę. Idę dalej.

oni idą w swoją stronę, ja idę w swoją, zostawiam ich w tyle © Tymoteuszka


Wiedziałam, że mnie dopadnie, ale nie spodziewałam się, że tak szybko.
Kryzys.
Uda w zawiasach powoli dają o sobie znać.

niejednokrotnie przechodzę przez tory © Tymoteuszka


Na drugim punkcie jestem o 11.55, czyli 1h36min od poprzedniego.

na drugim punkcie kontrolnym - Bunkry w Jeleniu © Tymoteuszka


Tutaj robi się ciepło, na szczęście zdjęłam co trzeba już wcześniej.

Cały czas idziemy szlakami pieszymi.
Nie miałam pojęcia o takich odcinkach, jak ten:

na masakrycznym odcinku niebieskiego szlaku pieszego - gdzie ścieżka? ścieżki nie ma, jak sobie ją wydepczesz to będziesz miał - okolice bagien :) © Tymoteuszka


Nie wyobrażam sobie iść tędy w porze deszczowej.
Tu nie ma ścieżk!!! i to się nazywa szlak?
Niebieskim docieramy do kolejnego punktu kontrolnego.

na punkcie kontrolnym 3 - most w Spale © Tymoteuszka


w Spale się dzieje - impreza Hubertus Spalski, trzeba iść dalej, nie ma lekko © Tymoteuszka


W centrum Spały wyciągam kanapki z plecaka i zajadam.
Po chwili marszu w samotności docieram do reszty, Ci się zatrzymali, by wyjąć kamienia z buta.
Idziemy razem prawie do punktu kontrolnego 4, na rogatkach miasta.
Jeszcze dość długa prosta i jesteśmy na mecie.

Dowiadujemy się, że komuś zależy na pierwszym miejscu, no cóż, mi wystarczy, że dojdę na metę. Zatem dwie osoby poszły na przód.
Ja i wojskowy, z którym od jakiegoś czasu weszłam w rozmowę, zostaliśmy chwilę na punkcie.
Jego kolano dawało mocno znaki bardzo nieprzyjemnego bólu.
Dotarliśmy razem na metę :)
O 15.56 zakończył się nasz marsz :)

Tymoteuszka po przejściu 45 km :) © Tymoteuszka


Teraz pora na zimną pomidorową z makaronem, jeszcze uprzątnięcie sali przez harcerzy i wręczenie nagród.

nagrody i dyplomy dla najlepszych © Tymoteuszka


Tymoteuszka na trzecim miejscu, gratulacje od szeryfa zarządu :p © Tymoteuszka


pamiątkowe zdjęcie nie wszystkich :) © Tymoteuszka


Niespodziewałam się, że kiedyś to zrobię.
Że przejdę 45 kilometrów, bo tyle trzasa liczyła, praktycznie bez żadnego większego postoju.
Postoje były tylko 4 - na punktach kontrolnych.
Niemożliwe jak do tej pory dla mnie stało się możliwe.
Jeśli się naprawdę chce, to można :)
Na 100% jutro będą zakwasy.
45 km w niecałe 8 h (start: 8:05, meta: 15:56) to dla mnie pieszy rekord dzienny.
Jak do tej pory moim rekordem pieszym dziennym było przejście 37 km w cały sierpniowy dzień pielgrzymkowy na Jasną Górę, gdzie przerwy pół godzinne następowały po przejściu 5-8 km, a przerwa obiadowa trwała 1,5-2h.

Cieszę się, że doszłam.

  • DST 75.00km
  • Czas 05:03
  • VAVG 14.85km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Sprzęt Czarny Bocian
  • Aktywność Jazda na rowerze

BSOrient 2012 + wycieczka z chłopakami do Sławkowa

Sobota, 15 września 2012 · dodano: 18.09.2012 | Komentarze 10

Miało mnie tu nie być, ale byłam :)
W czwartek i piątek chodziłam zła, wściekła i smutna, nie miałam weny na rowerowanie, właśnie z tego powodu.

Piątkowy wieczór już do takich nie należał.
Decyzja zapadła, jadę :) Sobotę mam wolną :)
Szybki kontakt z Kosmą, pytanie czy znajdzie się numerek startowy dla Tymoteuszki....pakowanie, kąpiel, szybkie spanie i takie też wstawanie.
Śniadanie i jazda na południe, Dąbrowa Górnicza, Błędów wita !!!

Zjawiam się przed 8.00? na Eurocampingu.
Rejestracja, opłata, szybkie drugie śniadanie, przyszykowanie roweru do zawodów i pora się wstawić na start.

Po wręczeniu map decyduję się na trasę nierekreacyjną :p
Planuje który punkt najpierw zaliczyć, który później, w jakiej kolejności....

Kiedy Ela proponuje wspólną jazdę, zaczynam się wahać i zastanawiać. Wtedy jeszcze nie wiedziałam w jakiej grupce będe jechać.
Dochodzę do wniosku, że wyścigi są w tym przypadku nie najważniejsze, ale integracja, wspólnie spędzony czas, poznawanie się nawzajem. Bo przecież na BS jestem dopiero od czerwca 2011 r. i tak naprawdę będziemy się widzieć pierwszy raz :0

I tak jedziemy w grupce:
Niradhara, Kajman, djk71 z synami, Franek810 i ja.

odprawa przed startem © Tymoteuszka


gotowi? © Tymoteuszka


na pierwszym punkcie © Tymoteuszka


na drugim punkcie © Tymoteuszka


po drodze, zawalające się chałupy © Tymoteuszka


punkt przy kapliczce Bleasa © Tymoteuszka


Nie spieszymy się donikąd.
Robimy postoje.
A to przy kapliczce, na mostku, przy wielbłądzie, na pustyni.

Ela - dzielna kobieta © Tymoteuszka


po kąpieli pora się osuszyć © Tymoteuszka


dziś jedziemy rekreacyjnie © Tymoteuszka


punkt przy wielbłądzie © Tymoteuszka


do kolejnego punktu © Tymoteuszka


w kierunku pustyni © Tymoteuszka


na pustyni © Tymoteuszka


pustynia błędowska © Tymoteuszka


Pogoda dopisała, chociaż wieje i kiedy wychodzi słońce jest ciepło, kiedy zachodzi, wieje wiatr - robi się chłodnawo. Ważne, że nie pada.

kolejny punkt przy pomniku © Tymoteuszka


na mecie © Tymoteuszka

Na mecie przepyszny makaron z mięsem i warzywami, Kosma jesteś wielka :)

Darek był naszym przewodnikiem :)
Nie żałuje decyzji jazdy w kategorii rekreacyjnej.
Razem z Niradharą, Kajmanem i Frankiem810 zdobyliśmy medal i dyplom za trzecie miejsce. Gdyż Wiktor wcześniej dojechał do mety, a Darek musiał gonić Igorka :)

Aaaa, po drodze, a może nie po drodze chcieliśmy zobaczyć jeszcze w Niegonowicach dworek modrzewiowy, niestety stał z dala od jezdni osłonięty drzewami - nie udało nam się go zobaczyć.

Zatem dziękuje wszystkim towarzyszom tych zawodów za to, że byli, za pogaduchy, za uśmiech.

Po zjedzeniu, po krótkich pogaduchach, po odpoczynku i po krótkiej opowieści o Suwalszczyźnie dochodzę do wniosku, że warto byłoby się gdzieś przyjechać.
Do 18.00 (ogłoszenie wyników i wręczenie nagród) jest sporo czasu.
Kto jedzie?
Ela prawie już śpi ;), Kajman nie udziela głosu ;), inni też....
W końcu na przejażdżkę decydują się Darek i Franek810.
Pada słowo Sławków.
To jedziemy.
Kosma proponuje jazdę szlakiem tym i tym...jedziemy....po drodze jednak mamy małą wpadkę, tzn. rzeczkę na drodze, nie ma mostku ani ścieżki dalej, ślepy zaułek?
Wracamy, skręcamy ciut dalej w lewo, też szlakiem.

podczas wycieczki do Sławkowa z chłopakami © Tymoteuszka


prawie na samym szczycie :) © Tymoteuszka


Po drodze napotykamy taką ładną ścieżynkę, zaprowadzi ona nas tam, gdzie chcemy jechać.

ścieżka rowerowa rodem z Ameryki, poprowadzi nas do samego Sławkowa © Tymoteuszka


przepiękny widok © Tymoteuszka


w Sławkowie © Tymoteuszka


Najpierw jedziemy na rynek, później zobaczyć ruiny zamku.

Drewniana karczma na rynku, na szlaku architektury drewnianej © Tymoteuszka


na studni © Tymoteuszka


:) mors jest wszędzie ;) © Tymoteuszka


ruiny zamku w Sławkowie © Tymoteuszka


Zdążyliśmy :)

pora na ogłoszenie wyników i wręczenie nagród © Tymoteuszka


Były małe problemy z rozpaleniem ogniska.

Pali się :)
Jest mi zimno, więc stoję prawie cały czas przy nim, inaczej zamarzłabym do szpiku.

przy ognisku © Tymoteuszka


Po ognisku idziemy do domku nr.6 - do bazy :)

Amiga, zamorduje!!! jak ja wyglądam? z Elą :) © Tymoteuszka


Dziękuje organizatorom, uczestnikom, nowym i starym znajomym ;), za to, że byli, że mogłam się z nimi spotkać na żywo, zamienić parę słów, pośmiać się.


Dobrze, że jesteście :)

  • DST 122.00km
  • Czas 08:05
  • VAVG 15.09km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 34.0°C
  • Sprzęt Czarny Bocian
  • Aktywność Jazda na rowerze

Azymut Orient - dzień 2 - zawody

Sobota, 30 czerwca 2012 · dodano: 02.07.2012 | Komentarze 9

Po wczorajszym ciężkim dniu w drodze i Koronowie kładząc się spać, bardzo źle się czułam - myślałam, że wywiozą mnie w karetce.
Gorąco i zmęczenie, dało mi popalić.
Na szczęście czuję się dziś o niebo lepiej i jestem gotowa do rywalizacji, choć wiem, że będzie ciężko.
Dziś porównywalna temperatura do wczorajszej, czyli dzika Afryka.
Muszę duuuużo pić, czy wleje w siebie odpowiednio dużo płynów?
Czy podołam z upałem, słońcem i duchotą?
Nie wiem.

czas zacząć zawody Azymut Orient 2012 Koronowo © Tymoteuszka


7.45 - odprawa techniczna, wręczenie map.
8.00 - start
Do zaliczenia 20PK.
Czas: 12 h
Długość trasy: min. 140km (mimo małego i krotkiego doświadczenia wiem, że tych km jest więcej :))

Na starcie podchodzi Wojtek, z którym spotkałam się już na Bike Orient.
Proponuje On wspólną jazdę.
Zgadzam się, choć wiem, że jestem słabsza i mogę hamować Jego jazdę. W nawigacji też nie jestem dobra.
Razem raźniej, szczególnie gdy ma się taką mapę.
Dostaliśmy taką, z lat 80-tych ;)
Nic na niej nie widzę, lupa mi jest potrzebna, której nie mam.

Hala sportowa - baza zawodów Azymut Orient 2012 © Tymoteuszka


Pierwszym naszym łupem będzie PK6 (wodspad drzewo 5m na N) - później się okaże, że był to najcięższy pod względem odszukania i najbradziej wymagający punkt na całej trasie, który kosztował ode mnie wiele wysiłku, samozaparcia i strachu w oczach. Mam lęk przed upadkiem na twarz, po nie miłej przygodzie w dzieciństwie, dlatego zejście z jakiegoś stromego wzgórza, albo górki, jest dla mnie sporym wysiłkiem umysłowym jak i fizycznym.
W efekcie z punktu wychodzimy cali mokrzy, jest ranek, a już jest gorąc. Ciąganie roweru po górkach, jarach, błocie jest bardzo męczące.
Do kolejnego punktu na szczęście prowadzi kawałek asfaltu, można się schłodzć pędem powietrza :)

PK5 (przejazd przez strumień drzewo na E) - dosyć szybko tutaj trafiliśmy.

PK20 (zasypany wiadukt drzewo 10 m na N) - tu rozstaliśmy się, jedno z nas szukało po jednej drugie po drugiej stronie jezdni. Ten był bez perforatora, w tej sytuacji trzeba był spisać kod.

PK9 (skraj lasu drzewo 20 m na E od szosy) - :)

PK13 (przepust wody) - no i znowu w dole :), prosty prawda?

W drodze na PK1 złapał nas deszcz, chwilę później rozpętała się prawdziwa wojna na niebie. Sklep w tej sytuacji był dla nas zbawieniem, slep z widokiem na Sanktuarium :)
Przymusowa przerwa. Boszkowo zapamiętam na długo.

PK1 (skrzyżowanie dróg) - to było skrzyżowanie?, raczej drzewo po lewej :)

PK11 (przepust drzewo 20 m na W) - jak ja lubię przepusty, ten w Łąsku Małym

PK10 (wiadukt schody) - trafić do wiaduktu nie było trudno, jeszcze prostszym wyczynem było znalezienie schodów na ten wiadukt :) Pozdrawiam Pana z przystanku autobusowego :), a także pokrzywy po pachy :) Schody - będę je pamiętać :) Dziś pokonałam siebie po raz kolejny.

PK7 (skrzyżowanie dróg) - drzewo 15m na SE) - hmmmm, tylko którędy do niego dojechać? Widoki tutaj są niezwykłe. Na każdym kroku czuję się jak w górach.

PK3 (drzewo na SE brzegu) - z PK7 na PK3 przeprawialiśmy się promem na drugi brzeg jeziorka. Tutaj melismy chwilkę, aby coś przekąsić.

PK15 (wiadukt drzewo 15 m na W) - przez Suchą, asfaltem do torów, na punkt.

PK16 (rozdwojony dąb 50 m na SW od krzyżówki) - to było drzewo, ale obok rozdwojonego dębu.

PK2 (drzewo 10 m na E od ruin) - z 16 na 2 śmigamy przez Serock. Później się okaże, że są to ruiny zamku nad brzegiem Jeziora Zamkowego, bardzo malowniczo położone.

PK4 (południowy stok wzniesienia) - dodam, że jest to punkt na grobli na Jeziorze. Od zawodnika przy poprzednim punkcie dostajemy informację, że dróżka na PK4 jest usiana korzeniami - trzeba uważać.
Na dodatek jest wąska, tuż nad brzegiem. Tutaj zaliczam glebę przez kierownicę, najeżdżając na wystający konar. Nogi mam jak z waty.
Punkt od tego miejsca, jak się później okaże jest dość daleko.
Zsiadam z roweru i prowadzę. Wojtkowi daję wolną rękę, pojawia się na punkcie pierwszy, gdy już jestem na grobli, wsiadam i jadę po mału.
Jadę na punkt po śladach zostawionych przez innych, tzw. "wyczesaną ścieżką".
Gdy dojeżdżam do PK4 informuję Wojtka, że nie jadę na PK8, choć ona jest rzut beretem stąd, a czasu jest niecała godzina. Wracam inną drogą, wgłąb lasu, nie chce zaliczyć kolejnej gleby.

Po drodze na metę spotykam Sylę, dzisiaj już drugi raz się mijamy, zawsze w przeciwnym kierunku ;)
W czasie zawodów widzę się także z Thelim i Bartmanem.

Podsumowanie:
zdobytych 14 PK z 20 PK
miejsce: 4 z 5, czyli przedostatnia.
3 litry wlane w siebie.
ile wylanych? - tego chyba nikt nie wie.
Ciężkie warunki = upał, wilgotność bardzo duża, wbrew pozorom górzysty teren, widoki niesamowite, żałowałam, że jadę bez aparatu.
Z drugiej strony z lustrzanką byłoby mi ciężej jechać, i tak plecak ciążył.
Mapa z lat 80-tych - poprostu rewelacja ;p
Piachu bez liku.
Jeziorek niezliczona ilość.
Baza wymarzona, miasteczko też.
Woda pod prysznicem gorąca :)
Wrzątek i herbata - to jest to, co lubię :p
Makaron w postaci spaghetti - to co kocham. Chętnie wzięłabym dokładkę, ale nie mam takiego dużego żołądka ;)

Dziękuje!!!

Dziękuje też mojemu współtowarzyszowim - Wojtkowi, co ja bym bez Niego zrobiła.... :)

Teraz czekam na oficjalne wyniki, aby móc sobie porównać kto, ile zaliczył i czy byłoby mnie stać na więcej?

Czekam na kolejne zawody, być może pojawię się na Wyrypie, sierpień.

Wyniki

  • DST 55.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:58
  • VAVG 18.54km/h
  • VMAX 31.30km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Sprzęt Czarny Bocian
  • Aktywność Jazda na rowerze

Azymut Orient - dzień 1 - przyjęcie - kochane polskie drogi

Piątek, 29 czerwca 2012 · dodano: 01.07.2012 | Komentarze 2

Czwarte zawody na orientacje w tym roku, na których mam okazję się wykazać.
Tym razem jest to Azymut Orient 2012 w Koronowie, w wojewodztwie kujawsko-pomorskim.

W piątek popołudniu, po 5 h jazdy samochodem docieram do bazy, na północ od Bydgoszczy.
Do otwarcia bazy jest jeszcze sporo czasu, więc udaję się na rowerową przejażdżkę. Moim łupem będzie drewniany kościółek we wsi Włóki, na wschód od Koronowa.
Po drodze trafiam na znak cmentarz żydowski. Trzeba go zobaczyć.
Do Włók prowadzi droga krajowa, wec muszę uważać, tym bardziej, że jest wąska i bardzo dziurawa.

w Koronowie © Tymoteuszka


cmentarz żydowski w Koronowie © Tymoteuszka


Kanał Lateralny w Koronowie © Tymoteuszka


nad Kanałem © Tymoteuszka


województwo kujawsko-pomorskie i kolejna gmina do kolekcji :) © Tymoteuszka


nie można zapomnieć też o tej gminie ;P © Tymoteuszka


Po 20 km docieram so Włók, gdzie dostrzegan wieże kościoła, czyży to był ten?
Przedzieram się przez drogę polną, która prowadzi, jak póxniej się okaże na podwórki - nikt mnie nie skrzyczał ;)

Na miejscu okazuję się, że to nie ten kościół, ten jest murowany.
Miła pani, wskazała mi drogę, trzeba pojechać dalej.

polną ścieżką do nie tego kościoła :) © Tymoteuszka


Jest.

to ten właściwy kościół :) © Tymoteuszka


drewniany kościółek we Włókach koło Koronowa © Tymoteuszka


pw. św. Marii Magdaleny i św. Katarzyny z 1699r. © Tymoteuszka


Od 2001r. w świątyni o znakomitych warunkach akustycznych, prowadzona jest działalność koncertowa. © Tymoteuszka


Tablica informacyjna przy kościółku © Tymoteuszka


Wracam tą samą drogą, którą dojechałam do Włók, gdyż nie posiadam mapy.

aleją do Koronowa - czas wracać © Tymoteuszka


Zajeżdżam na bazę i co się okazuję? - nie ma jeszcze przyjęcia.
Cóż, mam okazję pojeździć po miasteczku, więc jadę, chodzę, a także wspinam się. Wbrew pozorom jest tutaj górzysty teren, z licznymi jeziorkami w około.
Jutro nie będzie łatwo.

kościół św. Andrzeja w Koronowie - pocysterski © Tymoteuszka


ścieżka dydaktyczna "Cysterski Gaj" © Tymoteuszka


kościół św. Andrzeja © Tymoteuszka


kościół pw. Wniebowzięcia NMP w Koronowie (poklasztorny - cysterski), widok z góry, na którą się wdrapaliśmy z Bocianem © Tymoteuszka


Plac Zwycięstwa w Koronowie © Tymoteuszka


tablica informacyjna przy klasztorze © Tymoteuszka


kościół pw. Wniebowzięcia NMP © Tymoteuszka


kościół Wniebowzięcia NMP © Tymoteuszka


Kolegiata © Tymoteuszka


na ścieżce dydaktycznej "Cysterski Gaj" © Tymoteuszka


w sąsiedztwie kolegiaty stoi zakład karny w Koronowie © Tymoteuszka


Wieczorem idziemy, a raczej biegniemy na ulicę obok, aby zobaczyć to:

przemarsz przez miasto, w ramach X Jarmarku Cysterskiego © Tymoteuszka


cd. © Tymoteuszka


cd. przemarszu © Tymoteuszka


  • DST 97.50km
  • Teren 66.00km
  • Czas 05:59
  • VAVG 16.30km/h
  • VMAX 34.70km/h
  • Sprzęt Czarny Bocian
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bike Orient - czyli pierwsze moje urodziny :)

Sobota, 9 czerwca 2012 · dodano: 11.06.2012 | Komentarze 20

Dystans, jaki pokonałam na zawodach, jest mniejszy, ponieważ wliczyłam kilometry z piątkowo - zakupowo- miastowego objazdu.

Sobota.
Drugi mój maraton BikeOrient na orientację, tym razem startuję na trasie giga, wliczanej do Pucharu Polski w Maratonach na orientację.
Zeszłoroczy, w Spale, mój pierwszy maraton w życiu był bardziej rekreacyjny, wtedy wszystko się zaczęło....

Rok temu...na BikeOriencie....
... narodził się pomysł bycia na BS.
... narodził się pomysł prowadzenia bloga rowerowego.
... narodził się pomysł rowerowania, tak na poważnie.

BO, to trzeci Maraton w tym roku po Otwocku i Dymnie

Bike Orient czas zacząć :) © Tymoteuszka


Meta i start o 9.00, 9 czerwca 2012 w Budach Grabskich :) © Tymoteuszka


Tegoroczny Bike Orient odbywał się w Puszczy Bolimowskiej, a bazą była wioska o śmiesznej nieco nazwie Budy Grabskie, położonej nad malowniczą rzeczką z licznymi drewnianymi młynami, Rawką - która z resztą jest Rezerwatem Przyrody.

Wstaję o 4.00, by krótko po 5.00 wyjechać.
Jadę autem, rower na dachu.
Wcześniejsze plany zakładały dojazd PKP na miejsce, przespać się tam na miejscu i powrót rowerem do domu. Tak się nie stało.
Na miejscu nieco kołuje i nie mogę trafić do bazy, skomplikowane te dróżki :)
Pytam się mieszkańców o Ośrodek Gazdówka, w którym mieści się baza - Ci są zieloni, nie wiedzą, cóż, zostaje mi telefon do przyjaciela;), tym razem jest to organizator - piobiker :) - dzięki. Ten ratuje mnie z opresji ;)
Na miejscu jestem grubo przed 7.00.
Mam sporo czasu.
Po nocnym deszczobraniu wszędzie jest mokro.
Na dziś też zapowiadają deszcze, będzie wesoło.
Jest ciepło, wilgotno.
Ubieram się na krótko.
Odbieram numerek startowy, otrzymuję 39 :)

Ubieram też Bociana w wiadome, potrzebne na zawodach akcesoria.
Zakładam też kask - obowiązkowo.
Zabieram też kurtkę przeciwdeszczową, w razie czego :)

Na odprawie technicznej:

20 PK do odnalezienia.
trasa rekreacyjna - od 1 PK do 12 PK do odnalezienia
trasa giga - minimum 13 PK, maksimum 20 PK
czas 9 h i tylko 4 mostki na Rawce, z tego co policzyłam.

10 minut? przed startem wręczenie map.
Osobiście dostaję ją od Syli :)
Jedna sztuka.
Rysuję trasę z 13 PK, czyli minimum jakie muszę zrobić.
Nie wierzę w siebie?

O 9.00 ruszamy.

PK 1 - (skrzyżowanie dróg) - dosyć gładko poszło. Mijam się z Agenciarą ;)

PK 3 - (koniec drogi) - istne szaleństwo, brodzenie po wyschniętym strumyku, przypominającym bagno :) kłody pod nogami.

Gdzieś po drodze spotykam pędzącego Bartmana z kolegą,później dowiaduję się, że to chrisem, Bartman mnie nie poznaję.

PK 10 - godz. 9.55 (polanka przy drodze) - w pobliżu tego punktu, na mapie widniej napis: "Norka Kosmy" ;)

PK 17 - (ambona) - wjeżdżam w nie tę przecinkę, aż w końcu przestraszam leżącego jelenia - ten ucieka, a ja mało co zawału nie dostaję. Wracam do głównej drogi leśnej. Spotykam bikera o imieniu ? jedziemy razem, później spotykamy się jeszcze kilka razy.

PK14 (skrzyżowanie dóg) - z nowo poznanym bikerem jedziemy na punkt nakrótszą drogą.
Z tego punktu mam blisko do PK 4, ale przeszkodą jest Rawka, nie ma mostku, a nie mam ochoty wejścia do zimnej wody. Rezygnuję. Zaliczę go później.
Stąd pędzę asfaltem (tutaj mogę sobie nieco odpocząć od terenu), przeszkodą jest niestety wiatr wiejący prosto w twarz, skręcam na PK2.

PK2 (skrzyżowanie drogi i strumienia) -
Stąd wyruszam na podbój punktów po drugiej stronie Rawki, przeprawiam się przez most Kopersterna i jadę na PK 8.

PK8 (mostek na strumieniu) - nieco błądzę, później przeprawiam się przez chaszcze, strasznie zarośnięty las, zostaje mi dotarcie do punktu na przełaj, nie mam innego wyjscia, jedna ścieżka się kończy, druga, trzecia, mam serdecznie dość, wiem, że jestem w pobliżu, ale nie ma jakiegokolwiek tam dojścia.
Wreszcie, zbawienie, ukazała mi się ścieżka, ale to nie ta...
skręcam w prawo....- nie tu...
skręcam w lewo.....- nie tu...w końcu udaję mi się i dojeżdżam do tego mostku.
Widoki niesamowite.
Jak byłoby tego mało, z punktu wyjeżdżam tam gdzie nie potrzeba, czyli w odwrotnym kierunku, eh. Wkurzona, niepotrzebnie nakładam ileś tam kilometrów, w końcu tak wyszło, że okrążam punkt i wreszcie trafiam na tę właściwą drogę. Eh. Cenne minuty uciekają. A tak mi dobrze szło na początku.

PK 9 - jest blisko, ale zostawiam go sobie na koniec, i tak tutaj muszę wrócić, żeby się ponowanie przeprawić na drugą stronę Rawki, aby dojechać do mety.

PK7 (ruiny budynku) - tylko, że ja tych ruin nie widziałam na oczy ;)

PK4 (prawy brzeg rzeki) - tutaj Maja Włoszczowska miała by co robić. Z jednej strony dróżki teren pnie się w górę, z drugiej przepaść i rzeczka. Bajka. Ale jak niebezpiecznie. Do punktu prowadzi szlak pieszy, bardzo wąziutki, niebezpieczny.

PK 6 (miejsce biwakowe) - punkt żywieniowy - tutaj Syla karmi nas pomarańczami, bananami, Grześkami, wodą. Schodzi mi tutaj jakieś 10 minut?

PK 13 (pagórek) - mało co z niego się nie spierdziłam, ale to mały szczegół.

PK 18 (koniec ściezki przy rowie) - przez wieś Smolarnia, chłopaki mieli nosa ;), dzięki.

PK12 (skrzyżowanie drogi z rowem) - przez Grabinę Radziwiłłowską, trafiam bez przeszkód.

PK16 (szczyt wzniesienia) - nie wiem czemu, ale zawsze mam z nim problemy ;)Góra Sywi, spotykam w pobliżu Bartmana z Krzyśkiem, oni jadą na metę, a ja jadę na ostatni punkt.

PK 9 (mostek na strumieniu) - pojechałam pieszym - źle pojechałam, bo obok był rowerowy, za wcześnie skręciłam, dlatego dłużej mi zeszło, tłukłam się tutaj za bardzo.
Eh.

Na mecie jestem grubo przed końcem. Bodajże blisko 2 h, jestem zła na siebie, po co odpuściłam tamte punkty?, bałam się, że nie zdążę?
Spokojnie zostało mi czasu na jeszcze conajmniej 2PK, wrócić się - nie wchodzi w grę - za daleko.
Co ja narobiłam...
Większość trasy pokonałam w terenie, mało było asfaltu.

numer startowy 39 dojechał do domu © Tymoteuszka


Po dekoracji i wręczeniu nagród jadę do domu, choć początkowo miałam tutaj zostać na noc i w niedzielę pojeździć spokojnie po okolicy, pozwiedzać.

W niedzielę, chętni wyruszyli na spływ kajakowy rzeką Rawką.

Wracając do domu nie mogłam się oprzeć temu dworowi.
Wejść nie mogłam, bo to teren prywatny, musiałam zrobić mu fotkę, choć z drogi.

dwór w Trzciannej z I połowy XIX w. © Tymoteuszka


Poczekajmy na oficjalne wyniki.


tutaj można sobie poczytać i pooglądać nas przed startem, w trakcie zawodów i po :p

Wyniki oficjalne mówią:

zdobycz: 15PK/20PK
miejsce na trasie giga, w kat. kobiet : 8/12 (7 miejsce kobiet = 19PK zdobytych), takze z moją szybkością nie było szans na wyżej :(
miejsce open: 48/60
czas: 7h17min
Katastrofa. Jak tak dalej pójdzie, to szybciej zapadnę się pod ziemię.

  • DST 111.00km
  • Teren 60.00km
  • Czas 07:55
  • VAVG 14.02km/h
  • VMAX 37.20km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Czarny Bocian
  • Aktywność Jazda na rowerze

DYMNO 2012 czyli piaskowo-błotnisto-deszczowa masakra :)

Sobota, 12 maja 2012 · dodano: 13.05.2012 | Komentarze 11

Dymno 2012

Mój drugi maraton na orientację w tym roku po Otwocku.
Zaś pierwsze w życiu DYMNO.

Z opowieści innych osób nt. poprzednich edycji wiem, że nie będzie łatwo. Charakteryzuje się ono terenem podobnym do plaży, czyli duzo piachów, błota, co za tym dzie, mało asfaltów, czyli powoli.
Tak było i tym razem.

Tegoroczny maraton odbywał się na terenie Puszczy Białej, w miejscowości Stare Bosewo, na północy Mazowsza. Więc przede mną długa droga do bazy.
Wyjeżdżam w piątek wczesnym popołudniem. Na miejscu jestem ok. 20.00, na parkingu pierwsze pogaduchy z piechurami.
Po wypakowaniu się, postanawiam po ciemku przejechać się do Długosiodła obadać teren.
Wioska bardzo przyjemna, choć niewiele widać, dużo kolorowych drewnianych chat.
W centrum stoi kościół, za kościołem znajduje się skansen, który jutro też odwiedzę, ale o tym później.

plik map Długodystansowy Rajd na Orienatcję DYMNO 2012 © Tymoteuszka


prezenty od organizatorów DYMNO 2012 © Tymoteuszka


O 23.00 pierwszy punkt zawodow, czyli odprawa tecniczna - nie obowiązkowa.
35 PK do zaliczenia.
Limit: 13 h
Brak potwierdzonego punktu: kara 1h
OS: Odcinek Specjalny - do znalezienia chyba 3? PK, które są nie widoczne na mapie. OS - to linia, na której rozstawione są PK te prawdziwe i fikcyjne - niewiadomo które to które. Czyli gra w ciemno. Zdobędziesz ten prawidłowy - dobrze, podbijesz fikcyjny - dostajesz karę w postaci dodatkowych minut.
Już na samym początku postanawiamy OS ominąć szerokim łukiem.

11 maja 23.00 - odprawa techniczna przed Dymnem była nieobowiązkowa © Tymoteuszka


dlatego nie wszyscy zawodnicy na nią dotarli © Tymoteuszka


dobry sportowiec: :) © Tymoteuszka


chaty w Długosiodle są bardzo kolorowe © Tymoteuszka


chata zielony domek © Tymoteuszka


wejście do Skansenu w Długosiodle, tam był umiejscowiony jeden z punktów kontrolnych © Tymoteuszka


Późno, bo o 00.30 kładę się spać, zanim zasnę, minie sporo czasu.
Jest gorąco, komary brzęczą koło ucha, hałas na hali.
Od 4.00 praktycznie już nie śpię. Zaczyna się znów robić głośno, ja zwariuje.
Dlaczego nie poszłam do samochodu spać?

Wstaje po 6.00. Zaczyna padać, lać, zacinać, dodatkowo mocno wieje, jest zimno.
Wczoraj był upał, dziś zaledwie 10 stopni, brak słońca.
Teraz mam dylemat co na siebie założyć?
Czy długie, aby było mi cieplej, ale i szybciej zmoknę; czy krótkie, w których będzie mi zimno, ale się tak nie pomoczę?
Padło na krótkie.
Nie biorę apratu w trasę, ponieważ boję się, że go zamoczę. Dlatego zdjęć z trasy nie ma i nie będzie. A szkoda, bo widoki, co się okaże w drodze, niesamowite.

W Otwocku jechałam sama, dziś spróbuję jazdy w duecie. W ten sposób będę miała porównanie. Towarzyszką jazdy jest Syla

10 minut przed startem zostały wręczone mapy, start o 8.00.
Chowamy się w szkole, gdzie nie pada, 4 mapy, na jednej z nich widoczne jest rozświetlenie wszystkich punktów, czyli przybliżenie każdego z nich.
Już teraz wiem, że mam za mały mapnik.
Zaznaczamy całą trasę pod dachem, korzystając, że nic na nie, nie pada.
Zajmuje nam to sporo czasu.

Jedziemy.

PK2 (wiata w skansenie) - tam gdzie byłam wczoraj, także przejmuje nawigację i kierujemy się na Długosiodło.
Po zaledwie paru kilometrach, jestem już cała mokra, okulary parują (po co ja je wzięłam?). Podbijamy i jedziemy dalej.

PK1 (zagłębienie na szczycie) - jest blisko, w lesie, tylko który to szczyt? ;)

PK6 (skrzyżowanie granicy lasu i rowu) - trafiamy bez problemu, tutaj robi się mokro, pod nogami, grzęsko i bagniście, ale to dopiero początek :)

PK7 (szczyt) - tutaj troszkę nam zajęło czasu znalezienie tego właściwego szczytu. Syla ma poważny problem z przerzutkami, które nie chcę przerzucać, prawdopodobnie po wcześniejszym upadku.
Na szczęście pojawia się Bartman, który je uruchamia, choc niecałkowicie, ale da się jechać. Choć nie ma ona możliwości zmiany na inne (tył), jedziemy, daje radę.
Podziwiam ją.

PK16 (górka nad brzegiem jeziorka) powinno być łatwo. Jest inaczej. Na punkcie znowu spotykamy Bartmana.

Z PK16 kierujemy się na PK8 (rozwidlenieścieżki i drogi). Punkt powinien być łatwy do odnalezienia, gdyż znajduje się vi sa vi tego poprzedniego, tylko po drugiej stronie drogi asfaltowej. Po drodze napotykamy na przeszkodę w postaci bramy i ogrodzenia, nie wiemy czy jest wyjście z drugiej strony, więc postanawiamy, ze obejdziemy siatkę na około. Teren ogrodzony ciągnie się w nieskończoność, idziemy pośród drzew, kłód pod nogami, chaszczy, płot skręca raz w lewo, raz do tyłu, raz w prawo. Dochodzimy do asfaltu, jest dobrze, skręcamy w prawo i teraz musimy odbić w lewo, przez las na punkt.
Po drodze przebiegaja nam sarenki, ufff, co za szczęści, że nie uderzyły we mnie, ale mają zryw.
Troszkę tutaj kołujemy, ale w końcu udaje się nam znaleźć. Zgadnijcie kogo spotykamy na punkcie, oczywiście, że Bartmana :)

Teraz pora na PK9 (most kolejowy), kawałkiem asfaltu i pierwsz w przwo za torami. Prosty punkt. Pod mostem chowamy się na chwilkę przed deszczem.
Co niektórzy robią prawdziwy popas.
Kolejny raz wertujemy mapy i nastawiamy się na PK15 (przepust).
Przecinką wzdłóż torów kolejowych, tutaj troszkę się motamy, ale punkt znaleziony.

PK11 (szczyt) - ulubiony rodzaj punktu przez Sylę.

PK35 (ujście rowu do rzeki Wymakracz. Strona płn) - ja go ominęłam. Dobrze ukryty. Syla, dzięki. Na drugi raz trzeba się lepiej rozglądać.

PK17 (drzewo na skarpie, zach. strona cieku, brak kładki (płytko), dojście od strony wschodu wzdłuż cieku). Będzie wesoło i było.
Nie babrałam się jeszcze w tami bagnie. Idąc do punktu zassał mi się jeden but, który został w bagnie, a ja zostałam w skarpetce. Pięknie. Jak mam jechac bez buta? Musiałam się cofnąć i wejść jescze raz w to samo miesjce, a jak mi zassie drugiego? - trudno, będę bez butów.
Bagno oddało buta, idziemy dalej. Rzeczywiscie nie ma kładki, rzeczka po kolana, a punkt po drugiej strony. Tutaj wspomogliśmy się :) Zaliczony.

PK18 ( kępa drzew) - po śladach zostawionych przez innnych. W drodze powrotnej krowy tarasują nam przejazd, trzeba zejść z roweru, tymbardziej, ze piachów na Dymnie nie brakuje.

PK33 (zakole rzeki Orz, strona płd. górka) - na mapie co innego, w terenie co innego, o czym byliśmy informowani na odprawie ;)

PK20 (zniszczona kładka na rzece Orz obok ruin młyna, strona południowa). Wydaję się on bardzo łatwym punktem, ale to tylko pozory. Trzeba szukać głębiej.

PK19 (przepust, strona zachodnia) - przepust jest pod torami kolejowymi, do końca nie da się jechać, zostawiamy rowery i idziemy kawałeczek.
Wracajac do drogi asfaltowej, Syla gubi licznik. Zostawiamy rowery gdzieś na posesji i idziemy go szukać w piachach :)

Robi się zimno ze zmęczenia i przemoknięcia, temperatura spada.
Mamy czas do 21.00, ale nie chcemy wracać po ciemku, a tymbardziej szukać jakiego punktu.

PK34 (róg zarastajacej łąki, nad kanałem) będzie naszym ostatnim. Stamtad prosta droga do bazy i co najważniejsza szybka autostrada :)
Na punkt docieramy przez pola, trudno mi się pedłauje, skacząc na siodełku po nierównym polu, wolę prowadzić rower niż jechać.
Czuję juz zmęczenie, nie da się ukryć.
Prosty punkt, ale wymagający, jak wszystkie pozostałe.

Wracamy asfaltem.
Dostaję kopa w nogach, pędzimy pod wiatr ponad 23 km/h :)
Docieramy na metę bez problemu.

Po oddaniu kart dostajemy kubek w przezencie oraz certyfikat :)
Zaproszenie na stołówkę na obiad (gorąca pomodorowa - zbawieniem, kotlet z ziemniakami i buraczkami oraz kompot). Trzęsę się ja osika.
Odreagowywuje chyba w ten sposób.
Nie mogę się rozgrzać, wlewam sobie jeszcze jeden talerz zupy, po czym wstaję z brzuchem w 6-tym miesiacu ciąży ;)

Można sobie tez opłukać rower, czego nie robię, bo po co? W domu się umyje porządnie.

Idę pod gorący prysznic.
I do wyra.
Hałasy przeszkadzają w zaśnięciu, zasypiam bardzo późno.
Ludzie z kategorii ekstremalnej co chwilę meldują się na mecie i robią zamęt na hali. Budzę się i dochodze do wniosku, ze pora wstawać i jechac do domu, gdzie w ciszy odeśpię całą tą impreze. :)
O 2.00 wyjeżdżam, super się jeździ nocą, szczególnie przez Warszawę, tylko bardzo szybko można zasnąć.

Zadowolona.
Zmorodowana, ale warto było.
Widziałam na żywo Bikestats-owiczów: Theli oraz Bartmana :)
Dziękuje za towarzystwo Syli :)
Dziękuje też za wspaniałą zimną i deszczową aurę, gdyby nie ona, byłoby nudno ;)

Wyniki już są, ale nie chcę ich ogłaszać, gdyż nie są jeszcze widoczne na stronie zawodów, moze juz niedługo....

Edit:

Wynik wstępny:

Trasa C120 km, tak naprawdę cała trasa liczyła dużo więcej kilometrów :)
w kategorii K20 miejsce: 9/15
w kategorii open miejsce: 59/69
na mecie: 20:23:45
czas: 12h23min45s
kara: 20h
całkowity czas: 32h23min45s

Gratuluję zwycięzcom!!!!

  • Aktywność Jazda na rowerze

Klubowe Mistrzostwa Polski w Biegu na orientację - ZAPROSZENIE

Wtorek, 17 kwietnia 2012 · dodano: 17.04.2012 | Komentarze 0

Wpis nie rowerowy, ale i tak wszystkich zapraszam na tę imprezę, szczególnie tych, co lubią biegać i tych, co lubią się orientować :)
Jeśli nie jesteś w żadnym klubie, nie martw się, będziesz mógł wziąść udział w niedzielnym biegu sprinterskim.

Klubowe Mistrzostwa w biegu na orienatcję w Tomaszowie Mazowieckim.

zawody

Organizator: Łódzki Okręgowy Związek Biegu na Orientację
data i miejsce: 18-20 maja 2012 Tomaszów Mazowiecki
Biuro zawodów: Kręgielnia Ośrodka Sportu i Rekreacji, ul. Strzelecka 26
czynne: 17 maja - 16.00-23.00
18 maja - 8.00 - 12.00
Centrum Zawodów
18 maja - Tomaszów, Polana przy ul. Wodnej - 400 m od biura
19 maja - Stadion Jednostki Wojskowej w Nowym Glinniku - 6 km od biura
20 maja - Tomaszów, Ośrodek Kultury Tkacz, ul. Niebrowska 50 - 3 km od biura

MAPY:
- sztafety - Groty Nagórzyckie - aktualność 2012
- klasyk - Jezioro Smug 2 - aktualność 2012
- sprint - Osiedle Niebrów - aktualność 2012 - nowa mapa

PROGRAM:
17 maja - trening - godz. 16.00-20.00
18 maja - bieg sztafetowy - start godz. 13.00
19 maja - bieg klasyczny - start godz. 10.00
20 maja - bieg sprinterski - start godz. 10.00


Więcej na KMP
Kategoria zawody, łódzkie


  • DST 67.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 04:46
  • VAVG 14.06km/h
  • VMAX 30.50km/h
  • Sprzęt Czarny Bocian
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTbO - czyli Maraton Terenowy blisko Otwocka

Sobota, 14 kwietnia 2012 · dodano: 15.04.2012 | Komentarze 12

Wczoraj po przyjeździe z Otwocka ległam na wyro, zmordowana i śpiąca.
Dziś spała ile się dało.
O dziwo nogi nie bolą, ale za to ręce. Czemu, przecież rękoma nie pedałowałam, może od za ciężkiego plecaka?

Trzeba dodać, że MTbO to Maraton rowerowy na orientację ;)
Były to drugie zawody w moim życiu.
Pierwsze miały miejsce na BO w Spale 2011.
Ale wtedy startowałam na krótszej trasie przy mniejszej ilości zawodników.

Pobudka przed 4.00, pakowanie i wyjazd.

Do Otwocka przyjechało blisko 200 osób.
Głównie z okolic, ale byli i tacy, co musieli przejechać całą Polskę, by tu być.
Na miesjscu spotkałam się z Sylą i Piotrkiem.
Byli też inni znajomi.
Trasa przy najkrótszym wariancie liczyła 100 km, limit czasu to 7h, do zdobycia było 15 Punktów Kontrolnych, co równało się z 30 PK wagowych. Za spóźnienie - 1PK wag./min
Nie wiem do tej pory co się liczy na miejscu pierwszym czy Punkty Kontrolne, czy też wagowe. Pewnie dowiem się przy oficjalnym ogłoszeniu wyników. Co myślę, że już niedługo.

Padało, pada, w dniu zawodów, a także wcześniej. Czyli spodziewajmy się ekstremalnych warunków. Do końca nie wiem co mam na siebie założyć.
Jest zimno, termometr wskazuje na 4,5 stopnia i do tego jest mokro.
W radiu brzęczą, że ma być słonecznie, w rzeczywistości nie widać słońca.
Postanawiam ubrać się na mokro.
Co później okaże się błędem.
Za gorąco, kiedy wychodzi słońce, muszę się rozbierać, ale gdzie te ciuchy chować, kiedy plecak zapełniony, nie wiem ile już waży? Jest bardzo wilgotno.

Przed zawodami © Tymoteuszka


Jadę na start. Skąd o 10.00 ruszamy, ale najpierw wręczenie map.
Mapa 1:70000, już widzę, że nic nie widzę. Jest bardzo mała, mało widać, później się okaże, że nie wszystkie szlaki są pozazanczane, nie wiem z którego roku taką mapę wynaleźli, ale coś czuje, że będzie kiepsko.
Ale pocieszenie jest takie, że wszyscy taką dostali.

3 minuty przed startem dostajemy mapę. Nie zdążam nawet popatrzeć w których miejscach są rostawione punkty, a co mówić co to za punkty i ile mają wag?
Na samym początku odpuszczam 4 punkty, te znajdujące się najdalej na południe.
Później zaznaczam te blisko Otwocka, naliczyłam ich 7, może się uda? Zobaczymy.

Ruszam, najgorzej jest wyjechać z takiego dużego miasta, nie znasz nazw ulic, z mapy tego nie wyczytasz. Jadę w ciemno. Jako pierwszy punkt obieram PK3, co wkrótce się okazuje, że jadę na południe, a nie na północ i w ten sposósb jadę na PK1 - polana (3 punkty wagowe).

Nie tylko ja tam jadę. Troszkę przy tym punkcie tracimy orientacje, nawet tutejsi, nie z tej strony jadą, kręcimy się tutaj conajmniej godzinę, cholera za długo, pełno wody, glina, konary, drzewa. Docieramy na miejsce, a przed punktem niespodzianka. Po drodze zachaczam o jakiś konar tyłem, słyszę niepokój i linka od biegów się zrywa. Na szczęście są tacy, którzy bardzo chętnie pomogli, gdyby nie oni, to byłoby po zawodach. Nie mam żadnych przyborów :)
Od tej pory jadę sama. Zdana tylko na siebie.
Cóż, chcę sprawdzić moje możliwości, psychikę, cierpliwość, nauczyć się pokory i pokonać wszystkie trudności, przeciwoności tego świata. Z jednej strony się cieszę, z drugiej trochę się boję.

przed startem © Tymoteuszka


Z PK 1 kieruję się na PK2 - drabina na wzniesieniu (3punkty wagowe), doś gładko mi to poszło.

PK2 - drabina, na wzniesieniu - 3 punkty wagowe © Tymoteuszka


Z PK2 jade na PK8, który jest dość daleko, ale na szczęście będzie kawałek asfaltu. Bocian jeszcze nie wie, gdzie jedziemy, bo to będzie niespodzianka. PK8 - ambona (2 punkty wagowe), umiejscowiony jest koło wsi o tej samej nazwie, czyli Bocian. Trafiamy tutaj bez problemu.
Utrudnieniem tych zawodów jest wyłączenie z jazdy sporych odcinków dróg krajowych nr. 50 i 17, dlatego też trzeba kombinować inaczej, co utrudnia jazdę.
Po drodze mijam Celestynów.

w Celestynowie © Tymoteuszka


PK8 - ambona - 2 punkty wagowe © Tymoteuszka


Z PK8 kieruję się na PK13 - pasnik (1 punkt wagowy).

PK13 - paśnik - 1 punkt wagowy © Tymoteuszka


Tutaj jeden zawodnik robi mi zdjęcia ;)
Zagaduje jak dojechać tam i tam, to mu odpowiadam :)

przy PK13 © Tymoteuszka


pobijam 13 :) © Tymoteuszka


Teraz kolej na PK3 - skrzyżowanie (3 punkty wagowe). Znów drogą krajową byłoby łatwiej, no ale cóż, trzeba jakoś dojechać innymi drogami, i tak jadę przez Jatne, Glinę, Pogorzel, gdzie tracę orientacje (znów nie ma nazw ulic na mapie), wyjeżdżam ciut za daleko i okrężną drogą dojeżdżam do punktu.
Tutaj robię krótką przerwę, co później okaże się, stzrałem w dziesiątkę.
Zjadam kalorie, pije resztki, które mi zostały. Mam sucho w buzi, jest coraz cieplej, strasznie wilgotno.

PK3 - skrzyżowanie - 3 punkty wagowe © Tymoteuszka


Kieruje się na PK4 - jar (3 punkty wagowe). Droga przez mękę.
Kto powiedział, że będzie łatwo?
Niestety droga jest fatalna, nie da się jechać, trzeba zsiąść z roweru i prowadzić, co okaże się, że nie jest też takie proste.
Grzęznę po łydki w błocie. Jest mi już wszystko jedno, czy mam mokro w butach, czy też nie, błoto zasysa, że z siłą wyciągam buty, i tak prawie do samego końca tej najkrótszej drogi. Rower pływa.
Tarczówki rzęzą, skrzeczą. Idziemy dalej, nie da się jechać.
Widać znów krajówkę.
Troszeczkę asfaltu i na przełaj polem, tutaj też prowadzę, bo nie idzieda się inaczej.
Jest!!!
Już wcześniej wiedziałam, że to mój ostatni punkt.

PK4 - jar - 3 punkty wagowe © Tymoteuszka


Spragniona, potrzebowałam się napić.

zaryzykowałam i troszkę wypiłam :) - nic mi nie jest ;) © Tymoteuszka


Dojezdżam na metę pół godziny? przed czasem.
Ale za mało zostało, by zdobyć jeszcze jeden punkt. Nie chciałabym mieć odejmowanych punktów. Muszę się zadowolić tym co mam.
Trudno.
Za dużo czasu poświęciłam na tym pierwszym, wiedziałam, że to się później odbije.

A tak wyglądamy po:

po zawodach - w błocie po łydki © Tymoteuszka


Bocian po zawodach © Tymoteuszka


Jeszcze ognisko i wręczenie nagród + tort urodzinowy i do domu.

na sam koniec ognisko © Tymoteuszka


i wręczenie pucharów © Tymoteuszka


W samochodzie musiałam szybko uzupełnić płyny, bo czułam że odpływam.
Przebrać się.
I jedziem do domu.

zachód słońca z samochodu, w okolicach Grójca, w drodze do domu. © Tymoteuszka


Podsumowanie:

Moja zdobycz:

6PK odszukanych z 15PK ( po cichu liczyłam na 7)
w tym
15 punktów wagowych z 30 punktów wagowych
w czasie: 6h 22 min 05 sekund
średnia zrywająca z nóg ;)

miejsce open: 92
miejsce kobiet: 18
przybycie na metę o godz. 16:22:05
sposród 162 sklasyfikowanych zawodników.

Minusy:
- nie czytelna mapa
- przesadziłam z ubraniem, za ciepło
- 0,5l wody, to dużo za mało na tyle kilometrów
- spadam na wadze
- liczne skurcze

Plusy:
- jechałam sama - to dało mi dużo, bo uierzyłam w siebie, że mogę to zrobić
- pyszne pomarańcze na mecie, nie mogłam się najeść

Zadowolona, bo lepiej mi poszło, jak rok temu.